GLADIATOR II REŻ. RIDLEY SCOTT 2024
„Gladiator II” Ridleya Scotta to przede wszystkim rozmach. Ogromne plany, mnóstwo statystów, olbrzymie pola walki. I w zasadzie tyle…Do pierwszej części nawet się nie umywa.
Przede wszystkim to bardzo słaby scenariusz autorstwa Davida Scarpy. Momentami miałam wrażenie, że aktorzy nie wiedzą co powiedzieć w kolejnej kwestii. Pisany jakby na siłę. Tak samo jak cały film. Zrobiony na siłę z nadzieją, że popularność części pierwszej spowoduje automatyczne powodzenie kontynuacji. Niestety tak nie jest.
Ze zdumieniem oglądałam sceny na arenie Koloseum gdzie najpierw do walki z gladiatorami pojawiły się wielkie małpy, potem wojownik na ogromnym nosorożcu aż wreszcie do wypełnionego wodą i rekinami Koloseum wpłynęły dwa statki, których przeciwnicy bili się między sobą wszystkimi możliwymi metodami. Muszę przyznać, że Ridley Scott popisał się tu iście ułańską fantazją. Zrobiło się science fiction. Już pomijam fakt, że efekty specjalne użyte do uzyskania tych efektów były marne a sam pomysł kuriozalny. Wywoływał raczej uśmiechy pobłażania niż zachwyt.
Natomiast bardzo podobały mi się sceny poszczególnych walk wręcz toczonych między różnymi bohaterami tego „przedstawienia”, gdzie krew tryskała zewsząd.
Co do aktorstwa. Choć Denzel Washington odtwarzający rolę Makrynusa nie jest obsadzony w roli głównej to o nim właśnie piszę w pierwszej kolejności bowiem to on właśnie stanowi postać skupiającą całą uwagę. Czekałam aż się pojawi, co zrobi, jaki gest wykona. Sprawiający z początku wrażenie trochę „dobrego wujka”, pod przykrywką miłego, sympatycznego człowieka skrywa demonicznego, przebiegłego, sprytnego cynika żeby na koniec okazać się po prostu niebezpiecznym, okrutnym i bezwzględnym człowiekiem.
W porównaniu z Washingtonem postaci pokazane jako pierwszoplanowe wypadają blado. Chodzi przede wszystkim o głównego bohatera Lucjusza odtwarzanego przez Paula Mescala. Choć zagrał dość poprawnie to brakuje mu siły, charyzmy. I jego górnolotne przemowy nic tu nie zmieniają (kłania się marny scenariusz).
Pedro Pascal (Marcus Acacius) też nie robi większego wrażenia. Nieco lepiej wypadli dwaj bliźniacy czyli cesarzowie władający wspólnie Rzymem – Geta i Karakall. Odpowiednio to Joseph Quinn i Fred Hechinger. Niezrównoważeni, szaleni i tym samym niebezpieczni.
Jest jeszcze jedna rzecz, która rzucała mi się w oczy. Patrząc na niektórych dostojników rzymskich miałam wrażenie, że otaczają mnie transwestyci. Rozumiem, że w tamtych czasach w Rzymie panowała dość duża swoboda obyczajów ale tu widziałam chyba lekką przesadę…
Nie wiem po co powstał ten film, który zamiast przedstawiać jakąś odrębną, własną historię co rusz odwoływał się do części pierwszej „Gladiatora”.
Szkoda czasu nawet uwzględniając efektowną grę Denzela Washingtona.
Anna Porębska